Niektórym udało się uciec, inne zostały złapane. Niektóre schwytane kobiety ginęły z rąk Niemców, inne były rozszarpane przez wściekłe więźniarki. W jedynym niemieckim obozie koncentracyjnym dla kobiet cuda zdarzały się bardzo rzadko.
Niemcy pierwszy obóz koncentracyjny uruchomili w Dachau już w 1933 roku. Więzili tam rzekomych szpiegów, wrogów ludu, komunistów, notorycznych przestępców. Potrzebowali jednak aż pięciu lat, żeby otworzyć pierwszy obóz przeznaczony wyłącznie dla kobiet. Ravensbrück stało się symbolem koszmaru, jaki narodowi socjaliści zgotowali kobietom. W tym położonym na północny zachód od Berlina obozie łącznie od jesieni 1938 do wiosny 1945 roku przetrzymywano ponad 130 tysięcy więźniarek. Dla 50 tysięcy z nich obóz stał się także grobem. Mimo koszmarnego terroru zdarzały się tam przypadki ucieczek – także udanych, przynajmniej dla uciekinierek, bo ich koleżanki pozostałe w obozie za każdym razem płaciły za to ogromną cenę.
Jesienią 1940 roku z obozu uciekła Cyganka o nazwisku Weiss. Trzymana w bloku kranym w nocy otworzyła drutem drzwi. Przeskoczyła płot przy bloku, pobiegła do stojącej nieopodal muru kantyny i weszła na dach. Cały obóz był otoczony drutem kolczastym pod wysokim napięciem, Weiss o tym oczywiście wiedziała. Była przygotowana, zabrała z bloku słomianą poduszkę. Narzuciła ją na druty i w ten sposób udało jej się przeskoczyć ogrodzenie i wskoczyć na dach przylegającego garażu. Miała dużo szczęścia, bo nie natknęła się na wartowników. Uciekła! Kiedy sprawa wyszła na jaw, Niemcy ruszyli w pościg, a cały blok został ukarany stójką bez jedzenia. Trzy dni i dwie noce kobiety stały przed blokiem czekając na złapanie uciekinierki, którą szukali SS-mani z psami. Trzeciego dnia znaleziono ją schowaną na drzewie. Została przyprowadzona do obozu. Komendant nie ukarał jej w żaden sposób. „Podarował” ją więźniarkom, które stały trzy dni bez jedzenia i zapowiedział, że mogą z nią zrobić co chcą. Polki z sąsiedniego bloku wspominały później, że przez pół godziny słychać było nieludzkie wycie, krzyk, tupanie, uderzenia. Po tym czasie dozorczyni wyciągnął z bloku zmasakrowane do niepoznania zwłoki uciekinierki.
Nie wszystkie uciekinierki tak kończyły. W Wielkim Tygodniu 1943 roku z obozu uciekły dwie Polki: Irena Kuzoń i Stella Dobrzyńska. Obie pracowały w kuchni. Zdobyły cywilne ubrania, które schowały po pasiakami. Przyszły do pracy jak zwykle o świcie, a około godziny 8 rano zniknęły. Okazało się, że ukryły się w ciężarówce wywożącej o tej porze kotły z jedzeniem dla kolumn pracujących poza obozem. Blok kuchenny przez kilka dni musiał stać wiele godzin po pracy za karę. Po jakimś czasie schwytano Dobrzyńską i przywieziono do obozu, ale nie stała jej się krzywda – więźniarka zdecydowała się zostać donosicielką, a w zamian darowano jej życie. Kuzoń nie została złapana.
W maju 1943 roku udała się ucieczka trzem Polkom, więźniarkom z komanda w Neurohlau. Rozalia Juraszek, Maria Królowa i Aurelia Woźnicka nie przygotowały ucieczki jakoś specjalnie, zdały się na łut szczęścia i szaleńczą odwagę. Po prostu w odpowiednim momencie uciekły i udało im się! Nie zostały złapane.
Bodaj najsłynniejszą indywidualną – skuteczną – ucieczkę przeprowadziła i po wojnie opisała w swojej książce Eugenia Kocwa. Kiedy rozpoczęła się wojna Eugenia miała 32 lata, pracowała jako stenografistka w Sejmie RP i w agencji prasowej Express. Współpracowała z polskim ruchem oporu. W Ravensbrück pracowała przy karczowaniu lasów. Stamtąd uciekła w czasie przerwy obiadowej. Mimo pościgu dotarła bezpiecznie do Berlina, tam została aresztowana na ulicy przez policję. Na posterunku Niemiec zostawił ją na moment samą na schodach. To wystarczyło: Eugenia wydostała się z budynku i wmieszała w tłum. Ukrywała się do końca wojny. Przeżyła, a po w 1969 roku wydała książkę wspomnieniową „Ucieczka z Ravensbrück”.
Tekst miał pierwodruk na portalu historianaprawde.pl