Stutthof to jeden z obozów, którymi zajmowałem się najbardziej szczegółowo. Ma cały rozdział w mojej książce „Trzecia Rzesza i koncerny farmaceutyczne”. Dzisiaj mija rocznica otwarcia tego, pierwszego w okupowanej przez Niemców Polsce, obozu koncentracyjnego.
2 września 1939 roku przywieziono tam około dwustu aresztowanych mieszkańców Wolnego Miasta Gdańska. Status obozu zmieniał się z czasem, od miejsca internowania „cywilnych jeńcow wojennych”, przez obóz koncentracyjny, „aby wreszcie w 1944 roku być, podobnie jak Oświęcim czy Majdanek, obozem stojącym na pograniczu obozu koncentracyjnego i ośrodka masowej zagłady” – jak pisze o nim były więzień, profesor Dunin-Wąsowicz.
Eksperymenty pseudomedyczne w obozie Stutthof były prowadzone głównie przez doktora Otto Heidla, który nie doczekał uczciwego procesu, powiesił się w celi w 1955 roku. Na więźniach testowano różne preparaty, głównie szczepionki i leki przeciwtyfusowe, ale nie tylko. Osoby poddawane eksperymentom okropnie cierpiały, w dużej części umierały wskutek powikłań.
Jedną z osób, które przeżyły piekło była pani Helena, która po wojnie jako jedna z nielicznych więźniarek obozu otrzymała pomoc finansową „w stawce drugiej”. Argumentem komisji było to, że „Obywatelka poddana została epm (eksperymentom pseudomedycznym – przyp. aut.) z wypr. nowych szczepionek w czasie VIII 1943 r. w obozie Stutthof”. W 1967 roku pani Helena złożyła obszerne zeznania przez Sądem Powiatowym w Kościerzynie. Wynika z niego, że została osadzona w obozie 20 czerwca 1943 roku, otrzymała numer 37181. „Dwa miesiące po przybyciu do obozu do bloku przyszedł esesman, wybrał mnie i kilka innych kobiet, i poszliśmy do specjalnego lagru, tam dali nam zastrzyki. Te zastrzyki nie były bolesne. Dawano je w rękę, ale bardzo osłabiały. Ja najpierw wyschłam tak, że widać było mi kości, a później puchłam, ale to nie było z głodu. Te zastrzyki jakoś działały na serce, bo miałam ataki serca (…) Po trzecim zastrzyku cała skóra ze mnie zeszła i zeszły mi paznokcie, zrobiły się czarne, miałam dużą gorączkę i więcej nic nie pamiętam. Leżałam długi czas. Nikt nas nie leczył i nikt do choroby się przyznać nie chciał, bo wtedy mógł otrzymać zastrzyk, po którym w 5 minut następował zgon” – zeznawała. Trzy lata wcześniej w piśmie do zarządu głównego Polskiego Czerwonego Krzyża pani Helena pisała: „Zastrzyki te dawane były małą strzykawką i w małej ilości, koloru niebiesko-różowego. Po niektórych zastrzykach była natychmiastowa reakcja jak silna temperatura, utrata świadomości, wpadanie w zapaść, wypadanie włosów, schodzenie paznokci, zatrzymanie całkowite okresu”.
Żaden z koncernów farmaceutycznych testujących swoje produkty w obozie koncentracyjnym Stutthof nie poniósł z tego tytułu konsekwencji. Zachęcam do lektury mojej książki „Trzecia Rzesza i koncerny farmaceutyczne”.