Lekarze pracujący w rewirach, jak nazywano obozowe szpitale, z własnej inicjatywy lub na zlecenie koncernów farmaceutycznych prowadzili zbrodnicze eksperymenty pseudomedyczne, zabijali zastrzykami fenolu, ale prawie nigdy nie byli zainteresowani leczeniem pacjentów.
Mija właśnie 80. rocznica rozpoczęcia w Auschwitz akcji „odwszawiania”, która miała zatrzymać kolejną z rzędu epidemię duru. Akcja polegała na tym, że chorych więźniów, przy aktywnym udziale obozowych lekarzy, po prostu wymordowano.
W Auschwitz, podobnie jak bodaj we wszystkich niemieckich obozach koncentracyjnych, epidemie szalały praktycznie bezustannie. Cierpiący chroniczny głód, balansujący na granicy życia i śmierci, przerażeni, stłoczeni w warunkach uwłaczających jakiejkolwiek higienie, bici i maltretowani więźniowie stanowili idealną przestrzeń do rozwoju wszystkich możliwych chorób zakaźnych. Niemcy bali się chorób zakaźnych bardziej niż własnych wyrzutów sumienia i polskiej partyzantki razem wziętych. Tyfus nie rozróżniał rasy panów od podludzi.
Niemieccy lekarze pracujący w Auschwitz starali się z własnej inicjatywy lub na zlecenie koncernów farmaceutycznych wykorzystać każdą szansę, by równocześnie dowiedzieć się czegoś nowego o chorobach i posłać na tamten świat jak największą liczbę chorych. Władze obozu nie tylko akceptowały tego typu działania, ale wręcz je inspirowały i popierały. „Pod pozorem tłumienia epidemii wymordowały znaczną część więźniów, kierując chorych i rekonwalescentów do komór gazowych i na zastrzyki fenolu. Przy okazji realizowano zbrodnicze doświadczenia lekarskie, mające na celu ustalenie okresu inkubacji duru oraz określenie, kiedy krew chorych na dur jest najbardziej zakaźna i kiedy przestaje być zakaźna. Stosowano sztuczne zakażenia więźniów zdrowych krwią więźniów chorych na dur wysypkowy. Prowadzono eksperymentalne badania wartości różnych szczepionek w przebiegu duru wysypkowego oraz wypróbowywano różne leki firmy Bayer” – pisał doktor Stanisław Kłodziński w artykule „Dur wysypkowy w obozie Oświęcim I”.
Problem z durem plamistym, czy jak wówczas mówiono: tyfusem, zaczął się w Auschwitz od sprowadzenia w kwietniu 1941 roku z lubelskiego więzienia 249 osadzonych, wśród których znalazło się kilkunastu chorych. W obozowych warunkach choroba rozprzestrzeniała się błyskawicznie, latem kolejnego roku epidemia osiągnęła rozmiary zagrażające bezpieczeństwu niemieckiej załogi obozu. Próbowano różnych sposobów, ale żadne środki nie przynosiły znaczącej poprawy sytuacji. 29 sierpnia zapadła decyzja o rozpoczęciu „generalnego odwszenia”, co miało skutecznie zatrzymać epidemię. Nie chodziło bynajmniej o poprawę higieny w obozie i pozbycie się problemu wszy roznoszących zarazki, ale po prostu o wymordowanie chorych więźniów. Wszystkich chorych więźniów, bo do końca sierpnia liczbę zamordowanych zastrzykami fenolu chorych szacuje się na około 20 tysięcy osób. Zastrzyki były jednak czasochłonne i absorbujące sporą liczbę Niemców, a co najważniejsze, wymagały bezpośredniego kontaktu z chorym, co powodowało ryzyko zakażenia.
„Generalne odwszenie” polegało na tym, żeby chorych na dur i tych, którzy jakimś cudem z tej choroby wyzdrowieli zamordować w komorze gazowej zlokalizowanej na terenie bliźniaczego obozu Birkenau. 29 sierpnia wywieziono i zamordowano pierwszy transport 748 osób, 5 września kolejnych ośmiuset, 1 października dwa tysiące, następnego dnia kolejne dwa tysiące, a 5 października zagazowano następnych 1800 chorych więźniów.
Jednym z najważniejszych lekarzy w Auschwitz wcale nie był powszechnie znany doktor Mengele, tylko Helmut Vetter, od lutego 1933 roku etatowy pracownik Zakładu Leków Eksperymentalnych firmy Bayer w Leverkusen, będącej już wówczas częścią koncernu IG Farben. To na jej zlecenie prowadzono zbrodnicze doświadczenia pseudomedyczne na więźniach Auschwitz dotyczące szczepionek i leków przeciwdurowych. Efektem tych eksperymentów było cierpienie i ostatecznie śmierć dziesiątek tysięcy więźniów.
Helmut Vetter został po wojnie schwytany, skazany i w lutym 1949 roku powieszony przez Amerykanów. Jego zleceniodawcy nie ponieśli kary.
Artykuł miał pierwodruk na portalu NaszaPolska.pl